Forum  Strona Główna



 

Amour .

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Starsze wieloczęściówki.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Soullea
Poczatkujący



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:29, 22 Mar 2009    Temat postu: Amour .

Jestem zdziwiona, że tutaj jest tylko jedno opowiadanie xD. W każdym razie, moje jest drugim oficjalnym z kolei, mam nadzieję, że się spodoba.
Życzę miłęgo czytania ; ]].

"Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu — czujesz to samo co narkomani, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak. A Ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość."
Paulo Coelho

Prolog

Mówią, że miłość łączy. Mówią, że gdy się zakochasz stajesz się częścią tej drugiej osoby i od wtedy już na zawsze jesteście jednością. Są jednak dwie strony. Pierwsza, która chce miłości może nawet bardziej niż ta druga, ale nie ma na to siły, by poświęcić wszystko i porzucić to, z czym już od dawna żyje, co jest jej nieodłączną częścią. To strona słaba. Jest jeszcze ta druga, która za wszelką cenę walczy i poświęca całe swoje życie, aby przystosować stronę pierwszą. Czy przyszło Wam do głowy, że miłość to niejaka walka? Strony walczą, celem ich walki jest bycie z drugą osobą, z 'przeciwnikiem'. Ludzie pragną oswoić tę zdziczałą część, pokazać jak to jest być jednością. Czasami po prostu nie czujemy się na tyle silni, by oddać wszystko, a przyjąć jeszcze więcej. Za bardzo przeraża nas perspektywa samego oddania, poświęcenia, wyrzeczenia się, lecz przyjęcie części drugiej osoby do siebie, tak nas zachwyca, że jesteśmy gotowi zrobić wszystko. Absolutnie wszystko, żeby uszczęśliwić nie siebie, lecz ją, nam wystarczy tylko jej choćby najmniejsza cząstka w sobie. Na tym właśnie polega miłość.

1. California, here we come.

Oni mówią, że będzie mi tam dobrze, że poznam nowe koleżanki i będę szczęśliwa. Jasne, pomyślałam. Nawet w Le Chesnay wszystko było mi obce, mimo, że spędziłam tam całe dzieciństwo. Jakie szczęście, że uczęszczałam do angielskiej szkoły. Mama po prostu uznała, że w USA będę miała o wiele więcej możliwości, niż we Francji. Ale prawdziwego powodu przeprowadzki nie trudno było się domyślić - tatę wylali z posady dyrektora w pobliskiej szkole. Posądzono go o handel narkotykami. Gdy się tego dowiedziałam, myślałam, że to dobry żart. Co za kundle go wrobili. Przestraszyli się, więc przenieśli swoje zasoby do pokoju dyrektora, a najpierw oczywiście postarali się o odciski palców. Była rozprawa w sądzie, owszem. Ale kretyni ją wygrali. 'Jak przecież można było w ogóle posądzać o coś takiego 17-letnią młodzież?' - ostatnie zdanie, które przesądziło nasz los. Na szczęście mimo wszystko zdesperowane grono pedagogiczne w Californii przyjęło go na posadę dyrektora szkoły. Więc jestem skazana na Californię. Nie ma ratunku. Moja siostra cioteczna, Catherine, 'Cathie' postanowiła wyjechać z nami. Usprawiedliwiała nam się, rzucając wymarzoną pracę projektantki, że nie ma szans w tej branży i że robi to jedynie dla przyjemności. Może tam znajdę coś bardziej przyszłościowego, mówiła.
Ale ja widzę przecież prawdę. Wyraz jej ślicznych oczu zdradzał wszystko. Ona nie chciała po prostu zostać sama, chciała być z nami. Chyba tylko my jej jeszcze zostaliśmy. Jerome porzucił ją i jej nieślubne dziecko, gdy tylko dowiedział się, że jest w ciąży. Cathie często śmieje się, czasami naprawdę myślę, że jest coraz lepiej, że już wkrótce o nim zapomni, znajdzie kogoś, kto będzie jej wart, i będą razem szczęśliwi. Ale ona uparcie trzyma ich wspólne zdjęcie, czule włożone w ramkę, niby to wepchnięte pod stertę ubrań do prania. Wiem, że wciąż o nim myśli, nie zamierza nawet zapomnieć. Byli razem piękni, niczym bogowie greccy.
I do teraz nic się nie zmieniło. Cathie niby bardzo się cieszy, kupując nam bilety na lot do Los Angeles. Ale, jak mówiłam, nic się przecież nie zmieniło. Może to jakieś fatum krąży nad naszą rodziną. Rodzice nie mają pracy, moja siostra cioteczna została z 2-letnim Raphaelem, a ja? Może i niedługo będzie kolej na mnie...?

2. Niefortunny początek.

Z łomotem w piersiach wchodzę do ogromnego, białego i wyremontowanego budynku szkoły w Los Angeles. Jakaś dziewczyna patrzy się na mnie, szeptając coś do drugiej. Chłopak ubrany w lużne spodnie i o wiele za długi t-shirt przygląda mi się z pogardą. Jakiś inny patrzy na mnie, jakbym przyjechała z kosmosu. O Boże. Błagam, żebym tylko nie dostała ataku lęku, który tak często zwykł mnie nawiedzać w Le Chesnay choćby w takiej sytacji jak odpowiedź ustna z biologii.
Odszukać gabinet dyrektora, odszukać gabinet dyrektora...
Jest!
Otwieram drzwi, pytam się sekretarki o Jacquesa Freniere.
- Tato? - tata siedzi na krześle obitym czarną skórą, z twarzą jakąś wypraną z uczuć, spogląda na mnie. Przy drugim stoliku kręci się jakaś kobieta z czerwonymi jak krew paznokciami, z tabliczką na biurku głoszącą jej nazwisko 'Lucy Brennan'. - Gdzie mam iść? W której klasie mam teraz zajęcia? Już po dzwonku.
- Sala nr 39, masz teraz zajęcia integracyjne z panią Brennan - skinął beznamiętnie głową na kobietę.
- Integracyjne co?
- Ta szkoła jest duża. Musicie się poznać, przedstawić. Mam do Ciebie jeszcze prośbę, czy mogłabyś dziś o 13:25 popilnować za mnie tych ludzi w kozie? Ja mam jeszcze kilka spraw tutaj i nie mam czasu. Pani Brennan wskaże ci drogę do sali. - tata odpowiedział, zapisując coś na kartkach białego papieru.

* * *

No więc idę korytarzem, wszyscy się na mnie gapią i nie mogę odnaleźć sali nr 39. Pytam się jakiejś sympatycznie wyglądającej dziewczyny w okularach, ona wskazuje mi drzwi i życzy miłym głosem powodzenia. Drżącymi dłońmi je otwieram i zajmuję miejsce w pierwszej ławce od brzegu. Wszyscy mi się przyglądają, wiercą mi niemal dziury w ciele tymi ciekawskimi spojrzeniami. Niespokojnie się odwracam i spoglądam na drzwi. Otwierają się. Wysoki chłopak w szarej bluzce o brązowych włosach średniej długości wchodzi luzackim krokiem i bez najmniejszego uczucia rozgląda się po sali. Po chwili zmierza w kierunku ławki, przy której siedzi jakiś mroczny typ. Wchodzi nauczycielka, patrzy na mnie i przedstawia się.
- Dzień dobry, nazywam się Lucy Brennan i w tym roku szkolnym będę waszą wychowawczynią. Teraz Wasza kolej. Dziewczynko w niebieskiej bluzce, nie pamiętam cię z tamtego roku. Czy jesteś nowa? - pyta się mnie.
- Tak. - odpowiadam, wszyscy milkną.
- A opowiesz nam trochę o sobie? Zapraszamy na środek.
- Jestem Chantelle Freniere. - wydukałam cała czerwona, potykając się o podłożoną nogę. Nie ma co, bardzo fortunny początek.
- Masz piękne imię, francuskiego pochodzenia. To teraz takie rzadkie. Do jakiej szkoły chodziłaś wcześniej? Czy czasem nie do liceum im. Alberta Einsteina na rogu 53? Chyba cię tam widziałam. - pani Brennan rozsiada się wygodnie na swoim krześle, zostawiając mnie samą na środku. Co za wredne babsko, brzmi moja pierwsza myśl.
- Chodziłam do liceum ogólnokształcącego w Le Chesnay. - powiedziałam i spojrzałam odruchowo w okno. Światło słoneczne z otwartego na ościeź okna oblewało całe pomieszczenie, przy okazji roznosząc śliczny zapach rosnących niedaleko brzóz.
- A gdzież jest położone to Le Chesnay? Chwileczkę, sprawdzę. Hm... Zobaczmy... - wyciągnęła wielką książkę i zaczęła jeździć czerwonym, błyszczącym pazurem po jej kartkach - mamy tu jakieś Chesan w Chinach. Nie pomyliły ci się czasem nazwy, malutka? - wygwizdała. Moje uczucia, które do niej żywiłam z każdą sekundą stawały się coraz gorsze. Usłyszałam kilka pojedynczych chichotów. Co za monstrum jakieś, a nie nauczycielka.
- Niech pani sprawdzi od litery 'L'. Le Chesnay leży we Francji. - odpowiedziałam nieco bardziej zadowolona. Zauważyłam, że niemało zdumiłam 'panią Brennan' swoją odpowiedzią i poczułam się jeszcze lepiej.
- To się nazywa sztuka zaginania ludzi. - powiedział owy chłopak w szarej koszulce. Od razu go polubiłam.
- Ty! Jak Ty się nazywasz, co?
- Nie wyrażam zgody na przetwarzanie i publikację moich danych osobowych, w tym oczywiście imienia i nazwiska. - odpowiedział monotonnym i spokojnym głosem, nawet nie patrząc na nauczycielkę, tylko uśmiechając się do mnie ładnie. Odwzajemniłam i ponownie zrobiłam się cała czerwona, chyba niebiosa mi go zesłały do tej klasy.
- Mówię ci ty... ty dzieciaku jeden! Imię i nazwisko! - teraz pani Brennan była tak rozwścieczona, że aż podniosło mnie to na duchu.
- Spokojnie, proszę pani. Najważniejszy jest spokój. - i chyba tylko ja i pani Brennan byłyśmy jedynie niespokojne.
- Już ja ci dam spokój! Ej ty jeden, obok niego, jak on się nazywa?
- Seth Cassidy. - odpowiedział typ, na co jego towarzysz obrzucił go niemiłym spojrzeniem.
- Zostajesz przez najbliższy miesiąc w kozie. Już damy ci popalić. I wpisuję ci uwagę! - ryknęło to mostrum z czerwonymi pazurami.
-
Na pierwszej przerwie kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jest stołówka, a że nie byłam też głodna, to zajęłam się czytaniem ogłoszeń. Na pierwszej kartce rozpoznałam pismo mojego taty i wzięłam się do czytania.

"Codziennie w godzinach od 13:25 do 14:15 w sali nr 52 będą odbywały się zajęcia pozalekcyjne dla uczniów o niskim sprawowaniu oraz dla uczniów o wyznaczonej karze przed nauczyciela. Będziemy poruszać tematy sprawiające wam problemy i starać się je rozwiązać. Na zajęciach będziemy też przygotowywać się do rozpoczęcia akcji anty-narkotykowej pod moim nadzorem.
dyrektor szkoły - Jacques Freniere
Uwaga! Każda ucieczka z zajęć pozalekcyjnych ucznia o sprawowaniu poniżej 25 pnkt lub ucznia o wyznaczonej karze skutkuje odjęciem 2 pkt od sprawowania oraz uwagą!"

Poniżej podpis. Na następnej tablicy wielka kartka z bristolu, a na niej napis wielkimi litarami "AKCJA ANTY-NARKOTYKOWA POD NADZOREM JACQUESA FRENIERE ROZPOCZNIE SIĘ 12 WRZEŚNIA". Nagle zadzwoniła do mnie Cathie, wypytując o wrażenia. Pospiesznie skończyłam rozmowę, nie znając jeszcze zdania tutejszych nauczycieli o telefonach komórkowych w szkole. Zaczęłam się rozglądać po korytarzu i nagle znieruchomiałam. Seth wpatrywał się we mnie wzrokiem jakby nieobecnym, kompletnie ignorując moje zakłopotanie tą natarczywością. Nasze spojrzenia przez chwilę się spotkały. Kompletnie rozkojarzona odwróciłam się na pięcie i weszłam w chłopaka, z którym siedział na zajęciach integracyjnych mój natarczywy kolega. Zdezorientowana przeprosiłam i przesunęłam się na bok i nieświadomie znów spojrzałam w stronę Setha. On wciąż na mnie patrzył, teraz z rozbawioną miną. Nagle coś zawibrowało mi w kieszeni. Wyjęłam telefon i odczytałam wiadomość.
"Do zobaczenia na zajęciach."
Znów zerknęłam na Setha, który zniknął gdzieś w tłumie nastolatków.




I jak?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Soullea dnia Pią 14:25, 27 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jednobarwna
Poczatkujący



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wałbrzych

PostWysłany: Śro 10:46, 25 Mar 2009    Temat postu:

No proszę. Jaki ten Raphael sławny. Wszędzie go pełno Smile.
Za dużo powiedzieć nie mogę. Prolog mogłaś połączyć z pierwszym odcinkiem, ponieważ pasowałaby to. Ładne opisy, sensowne dialogi. Jak na razie mi się podoba i nie mam większych zastrzeżeń.
Najbardziej polubiłam Setha. Jakoś tak przypadł mi do gustu.
A skąd on ma jej numer?
Czekam na kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raphael
Mistrz pisania;)



Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nieopodal Łodzi

PostWysłany: Śro 15:47, 25 Mar 2009    Temat postu:

O nie! Wypraszam sobie! Jestem młody, ale nie aż tak! Nie mam aktualnie czasu, ale może wieczorem przeczytam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Markus
Mistrz pisania;)



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Śro 16:44, 25 Mar 2009    Temat postu:


Raphael napisał:
O nie! Wypraszam sobie! Jestem młody, ale nie aż tak! Nie mam aktualnie czasu, ale może wieczorem przeczytam.


Chryste Panie, czy wszyscy muszą o tym wiedzieć?

Opowiadanie jak na razie ciekawe, miło się czytało.
Drażnił mnie jednak wstęp (najpierw przydługi cytat Coelho, potem pompatyczna mowa w prologu), ale to da się wybaczyć.
Aha, zapomniałbym... Skrót od słowa punkt i pokrewnych brzmi pkt, a nie pnkt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jednobarwna
Poczatkujący



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wałbrzych

PostWysłany: Czw 14:25, 26 Mar 2009    Temat postu:


Raphael napisał:
O nie! Wypraszam sobie! Jestem młody, ale nie aż tak! Nie mam aktualnie czasu, ale może wieczorem przeczytam.


Już myślałaś, że napisałeś, iż jesteś młody i piękny Hyhy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Markus
Mistrz pisania;)



Dołączył: 20 Lut 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce

PostWysłany: Czw 21:02, 26 Mar 2009    Temat postu:

Ludzie, możecie kończyć ten OT? Przeglądam to forum jakieś 5 minut i już mnie ku*wica bierze.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Markus dnia Czw 21:02, 26 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Soullea
Poczatkujący



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:37, 27 Mar 2009    Temat postu:

Dziękuję Wink.
Ogólnie tematyka ma być narkotykowa, stąd cytat Coelho ]. Nie mogłam niestety nic innego fajniejszego znaleźć. Jak Seth zdobył jej telefon, wyjdzie wkrótce. Jutro postaram się wstawić następną część, bo mam już napisaną Wink. Raphael to ładne imię.
Pozdrawiam.

Edit: To lecimy z drugim Ya winkles . Przepraszam za te dziwne przeskakiwania linijek w tekście, ale to wina notatnika ; p(nie mam niestety bardziej profesjonalnego programu).

3. Hipotezy.

'ROZSTAŃ SIĘ Z NAŁOGIEM'
'OCAL SWOJE ŻYCIE'
'BLIŻEJ SIEBIE - DALEJ OD NARKOTYKÓW'
Czytałam hasła przyszłej akcji anty-narkotykowej w sali nr 52. Rozsiadłam się wygodnie na krześle nauczycielskim, te wszystkie wybryki natury przyglądały mi się z nieskrywanym zaciekawieniem. Wzrokiem, zupełnie świadomie, poszukiwałam wysokiej sylwetki pewnego chłopaka, ale nigdzie jej nie widziałam. Nagle do sali weszła pani Brennan, powiedziała mi, że ma teraz wolną godzinę i pomoże mi uporać się z tymi typami.
- Chantelle, poszukaj jeszcze Setha Cassidy. Sprawdź najlepiej w dawnym schowku na mopy, tam najczęściej przesiaduje. - nauczycielka wycedziła do mnie przez zęby z porządnie zaakcentowaną pogardą. Niby od niechcenia i beznamiętnie wstałam z siedzenia, ale tak naprawdę serce boleśnie obijało mi się o żebra, strużka potu przeleciała przez kark. A jeśli dostanę ataku lęku? Jakże żałosne by to było, ona tylko poprosiła mnie o znalezienie jakiegoś chłopaka i przyprowadzenie go do sali. Bardzo niezadowolona byłam z tego, jak reaguję na takie błahe polecenie, nigdy bowiem tak się nie czułam, jak w tamtej chwili. Zupełnie niepotrzebnie. Na korytarzu sprzątaczka wskazała mi miejsce, a ja popędziłam wzdłuż niewyremontowanej części szkoły. Otwarłam drzwi malutkiego schowka i zamarłam. Seth leżał wyciągnięty na ławce, a na rękach trzymał worek cukierków z podejrzaną firmą. Ja w każdym razie nigdy o takiej nie słyszałam. Gdy mnie zobaczył, jak oparzony wcisnął woreczek w kieszeń spodni i z bardzo zdezorientowaną miną i dużym pośpiechem wstał. Podszedł do mnie i mocno przyparł do ściany. Owionął mnie jego śliczny i bardzo dziwny zapach. Cała się trzęsłam. Pomyślałam też, że to pomieszczenie jest idealne, żeby obudzić moje skłonności klaustrofobiczne.
- Jeśli komukolwiek powiesz... - powiedział bardzo zdenerwowany. Jego blada twarz była od mojej na wyciągnięcie palca. Ledwo dostrzegalne zielone tęczówki były zasłonięte szerokimi i czarnymi jak węgiel źrenicami. Miał bardzo duże sińce pod oczami, jakby nie przespał całego tygodnia. Na zajęciach integracyjnych nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz tak mnie to wstrząsnęło i kopnęło, niemal jakbym została walnięta prądem. Kompletnie nie miałam pojęcia, o czym mówi. Czy w tej szkole już nawet zabraniają uczniom jeść cukierków? - ...to pożałujesz. - dokończył.
- Ale ja i tak nie wiem, co to... - wymamrotałam nieprzytomnie.
- Gdybyś się jednak dowiedziała, to zachowaj to dla siebie. - przerwał mi, odsunął się i wziął mnie za rekę.
Wyszliśmy ze schowka, a on jakby nigdy nic zapytał się, w jakiej sali są zajęcia. Mi nadal szumiło w głowie, nie wiedziałam, co to miało
wszystko znaczyć. Nagle chłopak stojący obok mnie zaczął mieć dwie pary oczu, a ściany przysuwały się do mnie. Seth zatrzymał się,
spojrzał na mnie niespokojnie, ja na niego i ponowił pytanie. Odpowiedziałam.
- Coś nie tak? Jakoś źle wyglądasz. - zapytał z dziwnym zatroskaniem w oczach.
A potem nastała ciemność.

* * *

- Wiedziałem, że tak będzie. Ty, młody chłopcze, w tej chwili mów, co jej zrobiłeś! Jestem pewien, że ją skrzywdziłeś! Spowiadaj się teraz,
jak było, inaczej zostawię cię w kozie do końca roku! - słyszę głosy. Może jestem już w niebie? Powoli otwieram oczy. Nic nie ma.
Otwieram jeszcze raz i powoli ciemność niknieje. Patrzę, i widzę kilka (może kilkanaście?) głów nade mną pochylonych. Zaczynam
odróżniać tatę, pielęgniarkę, tą dziewczynę w okularach, która wskazała mi mi dziś drzwi na lekcje.
- Seth... - jęknęłam nieświadomie i bardzo mocno tego pożałowałam. Od razu zrobiło mi się głupio, a potem jeszcze bardziej, gdy
zobaczyłam go, opartego o przeciwległą ścianę. Patrzył się na mnie niespokojnym wzrokiem, a gdy usłyszał swoje imię trochę się
wypogodził, podszedł i zaczął mi się przyglądać z troską i strachem w czarnych oczach.
- Chantelle, skarbie, czy to prawda, że pani Brennan kazała ci go odszukać w jakimś schowku na mopy? Czy on ci coś zrobił? Jak się
czujesz? - pojęcia nie miałam, o czym mój tata mówi, dopiero po chwili przypomniałam sobie przyczynę napadu lęku. Dobry Boże, co za
wstyd. Nie wiedziałam, jakiej mam udzielić odpowiedzi od tego nawału pytań.
- Pan zadaje jej za dużo pytań. - usłyszałam zachrypnięty głos Setha. On umie czytać w myślach, czy jak? - Chantelle, czy mnie słyszysz? -
skinęłam lekko głową. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - podniosłam się z pozycji leżącej i przejechałam dłonią po czole. Mokre jakieś i bardzo zimne.
- Czy on ci coś zrobił? Skarbie, wszystko dobrze? - za każdym razem, gdy mam atak lęku lub klaustrofobii tata tak samo mocno panikuje, a
nawet od jakiegoś czasu mam wrażenie, że z każdym następnym coraz bardziej.
- Nie, tato. On nic mi nie zrobił. Ten schowek... Był po prostu za mały i za ciasny. Wystraszyłam się. - wyrecytowałam, wstałam i znów
zakręciło mi się w głowie i ponownie klapnęłam na kozetkę. Gdy odzyskałam równowagę od razu stanęłam prosto na nogach i niemal
zaczęłam się modlić, żebym utrzymała swoje ciało w pozycji pionowej przynajmniej przez najbliższe 10 minut.

* * *

Biedziłam się niemiłosiernie cały dzień po powrocie ze szkoły. Tyle pytań wirowało mi w głowie, co chwilę dochodziły nowe i nie mogłam
się kompletnie w tym wszystkim połapać. Kto wysłał mi tego smsa 'Do zobaczenia na zajęciach'? Czy zrobił to Seth? Jeśli tak, to skąd
skurczybyk wziął mój nr telefonu? I najważniejsze - po jaką cholerę tak się zdenerwował, gdy zobaczyłam, jak je cukierki? Z zamyślenia
wyrwał mnie ciepły głos Cathie, która właśnie weszła do mojego pokoju.
- Nad czym się zastanawiasz?
- Takie tam zmartwienia i rozterki, wiesz. Nastolatka w nowej szkole, norma. - starałam się nabrać żartobliwy ton i jakoś się odprężyć, ale
Cathie chyba mnie przejrzała.
- Jasne. Chętnie posłucham. - urgh.
- To naprawdę nic wielkiego, nie ma o czym mówić. - uśmiechnęłam się, podciągnęłam kolana pod brodę i znów zobaczyłam oczyma duszy
te czarne, ogromne i przerażone źrenice. Były piękne. Nagle wzdrygnęłam się i coś sobie przypomniałam. Obiecałam mu przecież, że nic
nikomu nie mogę powiedzieć.
- Twój tata mówił, że dostałaś w szkole napadu lęku. O tym też mogę posłuchać. - odruchowo oparłam głowę o ścianę, zamknęłam oczy i
coś tam wymamrotałam, że weszłam do małego pomieszczenia. Ale Cathie wierciła dziurę w brzuchu i wypytywała się o wszystko.
- Ej, no weź. Nie bądź taka. Zawsze mi o wszystkim mówiłaś. Co to za chłopak? Blondyn? Brunet? Szatyn? - o nie.
- Poproszę inny zestaw pytań.
- No, nie trzymaj mnie już w napięciu, tylko mów. Jak na razie wiem, że to na pewno nie blondyn, bo się skrzywiłaś, jak to powiedziałam. -
zawsze tak łatwo mnie rozszyfrować. Przeciętna istota homo sapiens. Nic szczególnego. - Przynajmniej powiedz mi, jak ma na imię.
- Przecież wiesz, że i tak ci nic o nim nie powiem. W sumie nawet nie ma o kim mówić. Bo jeszcze nic nie ma. To znaczy wiesz, on... -
język zaczął mi się plątać, więc dałam sobie spokój z wyjaśnieniami i wzięłam do ręki dzisiejszą gazetę. Cathie też sobie chyba odpuściła.
Kilka pierwszych stron gazety było o zbliżających się wyborach Miss Californii, na następnej malutka wzmianka o tutejszych szkołach. Gdy przekartkowałam z dobre pół czasopisma, natrafiłam na coś, co mnie zaciekawiło. Artykuł nazywał się 'MŁODOCIANI DILERZY PRZEJMUJĄ WŁADZĘ'. Po przeczytaniu dziesięciu linijek dowiedziałam się, że na terenie Los Angeles (a dokładniej w mojej i kilku innych szkołach) sprzedawane są narkotyki właśnie przez dilerów, najprawdopodobniej tych młodszych. Za wskazanie i odnalezienie takiego, policja obiecała 2 tys. Powiedziałam Cathie w żartach, że może trochę byśmy pomyszkowały, przecież zawsze takie 2 tys się przydadzą. Pod tekstem były adresy różnych akcji anty-narkotykowych i odwyków. Jeszcze niżej widniały różne ostrzeżenia jak dla dzieci, żeby nie jeść cukierków od nieznajomych itd. Nagle przypomniałam sobie tą paczkę Setha i zamarłam. Czy on...?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Soullea dnia Sob 15:22, 28 Mar 2009, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jednobarwna
Poczatkujący



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wałbrzych

PostWysłany: Sob 19:14, 28 Mar 2009    Temat postu:

No, no, no. To się porobiło. Szczerze mówiąc, to nie przypuszczałam, że Seth może brać narkotyki. W początkowych rozdziałach nic na to nie wskazywało, ewentualnie ja czegoś nie zrozumiałam. Podoba mi się coraz bardziej ta historia. Zauważyłam, że ''Narkotyki'' to coraz popularniejszy temat. Ale może to i lepiej...?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lola
MODERATOR.



Dołączył: 07 Lut 2007
Posty: 1905
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 19:29, 28 Mar 2009    Temat postu:

Łuh.
Dotarłam, przeczytałam a teraz biorę się za komentowanie.
Jak na razie historia sama w sobie nie jest oryginalna; może to i lepiej, takie opowiadania też powinny być.
Tekst jest w porządku, troszeczkę się zdziwiłam tym prologiem i pierwszym rozdziałem tak od razu, ale niech będzie. Są gusta i guściki.
Lecz jest jedna jedyna rzecz, która mnie zastanawia. Bohaterka (przepraszam, nie pamiętam jak ma na imię) zachowała się... no cóż głupio, myśląc, że to są 'tylko cukierki". Jeżeli jej ojciec był wrobiony wczesniej w narkotykową aferę, to myślę, że powinna już umieć rozpoznawać narkotyki. No nie wiem. Może to tylko ja przesadzam, albo co.


Czekam na kolejne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Soullea
Poczatkujący



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:14, 02 Kwi 2009    Temat postu:

Tak, zachowała się trochę głupio. Ale wiesz, ona wtedy miała napad klaustrofobii i nie myślała racjonalnie ; ].
Lecimy z czwartym ; ). Mogę też dopowiedzieć, że piąty już napisany. I przepraszam ofc za te przeskakiwania, postaram się coś z nimi zrobić. Dziękuję za opinie.

4. Ironia.

Gdy wstałam rano, kilkakrotnie weszłam we framugę drzwi ze zmęczenia. Nie wiem nawet, czy przespałam przynajmniej godzinę. Całą noc rozmyślałam, układałam sobie wszystko w jakąś sensowną całość. Efekt końcowy nie był do końca zadowalający - wychodziło, że Seth jest
ćpunem i gdy weszłam do schowka, właśnie robił sobie szczęśliwie i wesoło seryjkę. Hipotetycznie wszystko się zgadzało - miał ogromne
żrenice, jakąś zmęczoną i bladą twarz. No i te cukierki. Ale z drugiej strony... może źle go osądzam? Każdy może mieć duże sińce pod
oczami. Chociażby z bezsenności, czyli tak jak było dzisiejszej nocy ze mną. To samo z bladą cerą. Szerokie źrenice też można jako tako
wyjaśnić - może chłopak ma taką urodę. Ale jak wyjaśnić to zdenerwowanie, gdy go 'nakryłam'? To pytanie na razie pozostanie bez
odpowiedzi. Ale nie odpuszczę, muszę znać prawdę. A przecież gdybym tam po prostu nie poszła... przynajmniej byłabym teraz wyspana.
Ostatnio taka wściekła byłam chyba wtedy, gdy w moim pokoju, jeszcze w Le Chesnay, rodzice pozbawili mnie drzwi. Zdegustowana tym wspomnieniem, postanowiłam zrezygnować ze śniadania w domu i kupić sobie coś w drodze do szkoły. Na dworze było bardzo gorąco.
Słońce rozlewało się tysiącami promieni po ulicach. Miałam wrażenie, że zaraz się w nim zatopię. Jak dobrze byłoby mi teraz na plaży.
Jednak mimo wszystko, zielony t-shirt prawidłowo spełniał swoją funkcję. Moje brązowe, greckie sandały na paskach klekotały mi irytująco
pod nogami, ale były przewiewne, więc zniosłam te odgłosy. Zaspane kroki skierowałam do kiosku znajdującego się niedaleko szkoły.
Podeszłam do okienka, kupiłam sobie batonik musli i dzisiejszą gazetę. Muszę szczerze stwierdzić, że zaintrygowała mnie sytuacja w mojej
szkole, jeśli chodzi o narkotyki. Batonik pospiesznie wrzuciłam do torby i aż podskoczyłam. Stanęłam jak wryta w chodnik z rozdziawioną
buzią. Wyrósł nagle przede mną Seth, przyglądający mi się z łobuzerskim uśmiechem.
- Cześć. - powiedział do mnie tym zachrypniętym jak zwykle głosem, dlatego czym prędzej zajęłam się szukaniem artykułu o narkomanii w
gazecie z nadzieją, że może reakcja chłopaka coś wyjaśni.
- Hej. Co tu robisz? - zapytałam, starając się utrzymać normalny ton głosu.
- Relaksuję się. - oparł się plecami o drewnianą ściankę sklepiku i wystawił umięśnione ciało do słońca. Miał na sobie tylko obcisły biały top,
szorty w kolorze khaki i tak jak ja, greckie sandały. Nagle odwrócił się w moją stronę, trochę niepewnie na mnie spoglądając i powiedział : -
Przepraszam za to wczoraj. Nie chciałem cię wystraszyć. - brzmiało to niemal szczerze, mimo wszystko. Byłam też zdziwiona, że podjął ten
temat. Twarz Setha wykrzywił grymas przerażenia. Mógł przecież myśleć, że go wydam albo doniosę nauczycielom. Czy w ogóle zdawał
sobie sprawę, że ja wiem? Wiem o tym, że on...? Jak przychodzi co do czego, chowam głowę w piasek. Wzdrygnęłam się nerwowo, wciąż
nie mogłam w to uwierzyć. Co za odwaga z jego strony, pomyślałam.
- Nic się nie stało. - odparłam, a jego czarne źrenice otoczone ledwo zauważalną zieloną tęczówką zalśniły pod wpływem uporczywego
słońca.
- Czyli nie możesz przebywać w zbyt małych pomieszczeniach... ani poddawać się intensywnym przeżyciom. Klaustrofobia i napady lęku,
zgadza się? - jego niski głos pieścił uszy, wskutek czego od razu (niedługo pewnie notorycznie) mowę mi odjęło i tylko skinęłam mimowolnie
głową. Uparcie szukałam jakiejś choćby małej wzmianki o uzależnieniach, ale jak na złość nic nie mogłam znaleźć. - Życie... To wszystko
takie żałosne. Różni ludzie pojawiają się w złych miejscach, do tego w złym czasie. Gdyby byli odpowiednio zaprogramowani, wiedzieliby,
co będą robić za trzydzieści lat i tak dalej. Nic by ich nie zaskakiwało. Nie musieliby podejmować żadnych denerwujących decyzji... a
potem bezczynnie patrzeć na ich konsekwencje. - wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że tu nie pasuję, że mu w czymś przeszkadzam.
Zignorowałam to.
- Tak, zgadzam się. - odpowiedziałam bezmyślnie.
- O ironio. Nie możesz się ze mną zgadzać. Z mojego punktu widzenia wszystko wygląda inaczej, niż u ciebie. Później, gdy to przemyślisz,
uznasz, że zachowuję się jak dupek. Nie jestem obiektywny. - prychnął i przymknął oczy. Teraz mogłam spokojnie się na niego napatrzyć.
Miał bardzo ładny nos, taki prosty i delikatny. I te łagodne, ale zarazem perfekcyjne rysy twarzy jakby zdradzały, że niedawno przejął pałeczkę władzy Erosa. Przy takim kimś można się nabawić kompleksów. Otwarł oczy i zaczął mi się przyglądać, więc powróciłam do lektury prasy.
I w tym momencie olśniło mnie, doszłam do celu - przede mną widniał artykuł o narkomanii. Tytuł bił po oczach, więć nie było możliwości,
żeby Seth go nie zobaczył. Gdy go przeczytał, dyskretnie na niego zerknęłam i zauważyłam, że waha się. Sztywno się wyprostował, próbując nadać twarzy w miarę znośny wyraz. Nie wiedział, czy to zignorować i patrzeć się gdzieś w dal, czy wymówić się błahą sprawą i uciec.
- Chodźmy już do szkoły. Spóźnimy się. - wybrał to drugie i ruszył w kierunku szkoły.
- Od kiedy jesteś taki punktualny? - zapytałam się niedowierzająco, podreptując za nim.
- Od czasu, kiedy pewna francuzka imieniem Chantelle przeprowadziła się do Los Angeles, chodzi teraz do nowej szkoły, jej ojciec jest dyrektorem i raczej nie chce podpaść nauczycielom już drugiego dnia, sądząc po jej wcześniejszych ocenach.
- Skąd wiesz, jakie miałam wcześniej oceny?! - tego już za wiele. Nie wiadomo skąd, zna mój nr telefonu, stara się ze mnie zrobić kujonkę i
jeszcze teraz wyskakuje mi z ocenami! Może zaraz zaskoczy mnie i zdradzi, jaki mam dziś kolor bielizny?!
- Wiem o tobie o wiele więcej, niż myślisz, Chan. - spokojnie odpowiedział, wyraźnie rozbawiony moją wybuchową reakcją. Kompletnie nie wiedziałam, co w tym jest śmiesznego. Facet ma chyba jakąś manię prześladowczą. Mimo to, naprawdę miałam wrażenie, że wie o mnie dużo.
- Mylisz się, nic o mnie nie wiesz! - warknęłam wrogo. - Ja za to wiem o tobie znacznie więcej, w końcu 'różni ludzie pojawiają się w złych
miejscach, do tego w złym czasie'. - poniosło mnie. Wykrakałam o wiele za dużo, powtarzając jego słowa. Od razu zrobiło mi się go szkoda,
bo momentalnie zesztywniał, strach opanował całe jego ciało, szczególnie twarz. - Przy okazji, nie nazywaj mnie Chan.
- Uspokój się, tylko żartowałem. Pomyśl, co ja mogę o tobie wiedzieć? To, że miałaś dobre oceny widać na kilometr. Ubierasz się tak jakoś... przyzwoicie, masz słodką kitkę i w ogóle jesteś ładna. Do tego książki ciągle wystają ci z torby. I jesteś grzeczna. Spójrz na mnie, wyglądam jak 'idź stąd i nie wracaj'. - prychnął, kopiąc malutki szary kamyczek stopą oplecioną paskami greckiego sandała.
- Nie wiem doprawdy, co w twoim ubraniu jest nieprzyzwoitego. Może i nie masz kitki... - uśmiechnęliśmy się oboje. - ...ale wyglądasz
ładnie. - nie przeszło mi przez gardło, że on jest ładny. No, trudno. Może kiedyś nabiorę odwagi.
- Daj spokój. Czy wyobrażasz sobie, jak komicznie musimy wyglądać, stojąc teraz obok siebie? Niczym piękna i bestia. Dedukuję, że nasze
charaktery i nawyki też bazują na tej zasadzie. - uśmiechnął się jakoś tak smutno. Nawyki bazują na tej samej zasadzie? On sam coraz
bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że jest narkomanem. Sam robi sobie na złość, ale niekoniecznie. Mogłabym to w sumie odebrać
jako rozpaczliwe wołanie o pomoc. Po sekundzie doszło do mnie, jaka jestem egoistyczna.
- Przesadzasz. Bardziej pasowałoby piękny i ja jako bestia, czy coś. Nigdy nie byłam ładna, a co dopiero mówić o pięknej. - stwierdziłam,
wytykając sobie w duszy wszystkie mankamenty mojej 'urody'.
- Gadasz bzdury. Mogłabyś przestać? - spojrzał na mnie błagalnie i się zamknęłam. - Dziękuję. Jesteś śliczna. A teraz może w końcu
poszlibyśmy na te lekcje? - spojrzał na zegarek. Powiedział, że jestem śliczna? Otrzymał więc tytuł pierwszego szkolnego chłopaka w
historii mojego życia, który powiedział, że jestem ŚLICZNA. Nawet nie znośna, tylko śliczna! - Jeśli dobrze liczę, mamy już 20-minutowe
spóźnienia.
- Nie chce mi się. Chodźmy na wagary. I tak nikt nas nie widział, potem napiszemy sobie usprawiedliwienia. - co za pomysł. I to jeszcze ja
go wymyśliłam, ha! Uczennica, która przez całe życie miała wzorowe zachowanie!
- Nie. Nie możesz. Musisz iść na lekcje, może pójdziemy za tydzień. Na razie wszystko jest tu dla ciebie nowe i nie możesz tak się narażać.
Wierz mi, lepiej chodźmy do szkoły. - nalegał.
- Teraz zadam ci pytanie i chcę żebyś odpowiedział mi zupełnie szczerze. - Seth podejrzliwie skinął głową i czekał, aż zacznę mówić. -
Naprawdę chce ci się tam iść? To znaczy do szkoły? Na angielski z Brennan? - złożyłam błagalnie ręce, przypominając sobie mój
wczorajszy, niefortunny początek i coraz bardziej pragnęłam wagarów. Seth nic nie odpowiedział, tylko zaczął mnie ciągnąć w stronę
szkoły, na co ja wyrwałam mu się niezdarnie i pobiegłam szybko do tego samego kiosku po plan Los Angeles, w razie gdyby chłopak nie
chciał mi towarzyszyć. On z rezygnacją na mnie spojrzał, zmierzając moim kierunku. Pilnował mnie, a ja czułam się zupełnie bezpieczna. I
to na pierwszych w życiu wagarach. Fascynujące.
- A jeśli ktoś nas zauważy, pomyślałaś o tym? Odejmą ci 20 pkt od sprawowania i posiedzisz w kozie miesiąc. - mruknął do mnie
kompletnie nieporuszony wizją urwania się z nudnych lekcji.
- To moje pierwsze wagary w życiu, Seth, trochę więcej entuzjazmu! Co mi tam 20 pkt, dwa razy ubiorę salę na przedstawienie i mam 15
extra! - wykrzyknęłam energicznie. - A w kozie posiedzimy razem. Nie zapomnij, że ty też zostajesz. - przyjemna wizja.
- Nie mogę na to pozwolić, Chantelle. Potem będę czuł się winny, jak zostaniesz w kozie. Do tego twój ojciec jest dyrektorem... zamiast mu
pomagać na zajęciach, będziesz robiła dodatkowy kłopot. To chyba nie jest dobry pomysł. - pojęcia nie miałam, dlaczego tak strasznie się
temu opiera. Nie spodziewałam się tego.
- A kim jest twój ojciec? - od razu gdy się zapytałam, tak szybko mocno skarciłam się za to w duchu. Uzna mnie teraz za ciekawską. Seth
przestanął z nogi na nogę. W jego oczach malowała się wściekłość i żal. Coraz większa. - Przepraszam. Chyba nie powinnam była się
odzywać. - dodałam zawstydzona swoją głupotą.
- Zdechł. Chodź, idziemy na plażę.
Zdechł? Nie mógł przynajmniej powiedzieć... zmarł, nie żyje? Skąd wzięła się u niego taka niechęć do nieżyjącego ojca? Nie rozumiałam go. Nawet gdyby mój był alkoholikiem, czy kimkolwiek innym, nie powiedziałabym bez wzruszenia, że 'zdechł'. Wzdrygnęłam się. Chociaż...
pewnie tego nigdy nie zrozumiem, bo zawsze to ja byłam oczkiem w głowie rodziców. Zawsze mi pomagali, zachęcali do nauki, przygotowywali do życia w przyszłości. Mimo wszystko, chciałabym go zrozumieć. Musiał cierpieć, pewnie wciąż go to boli. Chłopak stracił ojca, ale czy to powód, żeby być na niego wściekłym? Dużo już wiedziałam o Seth'cie, ale o większości nie miałam zielonego pojęcia.
Zresztą, w tej chwili było to zupełnie nieważne, zostawię sobie tą kwestię na nocne rozmyślania. Bo on mi to powiedział. Nieważne, jak.
Teraz wiem, że jego ojciec nie żyje. Nie musiał mi tego mówić, na pewno było mu trudno. Mógł uznać, że źle to odbiorę, utrudnię jeszcze
bardziej, ale i tak mi powiedział. Chyba zaczyna mi ufać, ja też chcę być z nim szczera. Smukła figura Setha majaczyła przede mną w
odległości dwóch metrów. Spuścił nisko głowę, ręce włożył w kieszenie szortów. Błyszczące włosy zasłoniły mu twarz ciemnymi pasmami,
opadając na rozbudowane ramiona. Włóczył niechętnie nogami, za czymś mocno tęsknił. Mogłabym mu pomóc, pomyślałam. Chciałabym.
Jeśli on mi na to pozwoli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Soullea dnia Czw 17:14, 02 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Starsze wieloczęściówki. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
deox v1.2 // Theme created by Sopel & Download

Regulamin